muzyka

środa, 16 kwietnia 2014

8) Hello Hogsmeade

  Dochodziła godzina 18. Na zewnątrz było już ciemno.
- Wiesz co, dawno nigdzie nie wychodziłyśmy.- Zaczęła Spencer Willis do swojej przyjaciółki- Lancey.
- Tak, to prawda.
- Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj ?- Spencer dalej ciągnęła temat.
W sumie ta propozycja wydała się być Lancey dobrym pomysłem. Dawno nigdzie nie wychodziły. Brakowało jej ostatnio trochę rozrywki.
-Myślisz, że damy radę wyjść z zamku ?
- W weekend brama powinna być otwarta.
Lancey wstała leniwie z łóżka. Przeczesała włosy, poprawiła szminkę i ubrała jakieś dżinsy i luźną koszule.
Wiedziała, że wyjście dobrze jej zrobi.
   Około godziny 19 dziewczyny dyskretnie wyszły z zamku. Udało im się być na tyle cicho, żeby nie obudzić żadnego obrazu. Kiedy wyszły za mury szkoły zaczęły ze sobą rozmawiać i wspominać jak to było w wakacje. Dziewczyny znały się jakieś 5 lat. Już od początku wiedziały, że będą najlepszymi przyjaciółkami. Nie było to spowodowane podobieństwem charakterów, wręcz przeciwnie, dziewczyny były zupełnie różne od siebie. Lancey zawsze była trochę marzycielką, duszą artystki. Spencer raczej twardo stąpała po ziemi i podejmowała bardzo świadome, jak na swój wiek decyzje. Przyjaciółki dopełniały się wzajemnie, a po tylu latach znajomości były prawie jak siostry. Prawie całe wakacje spędziły razem bawiąc się na plaży i imprezując.
  Po dość krótkim czasie dziewczyny wreszcie doszły do celu. Usiadły w Trzech Miotłach.
Spencer poszła po dwa piwa.
  Minęło trochę czasu. Lancey i Spencer siedziały przy stoliku już od jakiejś godziny.
-Muszę iść do toalety.- Powiedziała w końcu Spencer.
W momencie kiedy dziewczyna oddaliła się Lancey zobaczyła kogoś znajomego. Chłopak pomachał jej i ruszył w jej kierunku. Był to Oliver. Na chwile zniknął z jej pola widzenia, Po kilku minutach wrócił z dwoma dużymi piwami.
- Cześć, Lancey.- Powiedział chłopak uśmiechając się przy tym.
Lancey bardzo podobał się sposób w jaki to robił. Uważała, że chłopak ma w sobie coś, co czyni go przystojnym.
- Cześć.
-Nie sądziłem, że cię tu spotkam. W sumie nie powinno cię tu być o tak późnej porze... No bo wiesz, to nie zgodne z zasadami.- Jego piękny uśmiech nie chodził mu z twarzy.
- W życiu czasami potrzebne jest trochę szaleństwa.- Lancey również była lekko uśmiechnięta.
- Mogę cię o coś spytać ?- Zaczął spokojnie Oliver- Skąd tak właściwie znasz Toby'ego ?
- To długa historia, a ty ?
- Długa historia...- Chłopak jakby się na chwile zamyślił.- Jest już dość późno, wróć ze mną do szkoły.
Lancey miała przez chwile moment zawahania. Spencer nie wracała już dość długo, może też spotkała kogoś znajomego i wróci z nim do zamku. Pójście z Oliverem było dla dziewczyny dość kuszącą propozycją.
     Kiedy wyszli z pubu Oliver zamiast w stronę zamku ruszył w kierunku Wrzeszczącej Chaty.
- Chyba mieliśmy iść do szkoły.- Rzuciła Lancey, ale mimo to dalej szła za nim.
- No i co z tego, sama mówiłaś, że w życiu czasami potrzebne jest trochę szaleństwa.
Szli tak koło siebie, zatrzymali się w końcu koło lasu niedaleko Wrzeszczącej Chaty. Oliver usiadł na jakimś kamieniu, z plecaka wyjął butelkę wódki, wziął łyk i następnie podał ją Lancey, która również napiła się z butelki i usiadła koło chłopaka. W ten sposób opróżnili ponad połowę zawartości pół litrowej flaszki. Cały czas rozmawiali, głównie o szkole. W pewnym momencie Oliver zmienił temat:
- Jest w tobie coś niezwykłego.- Ślizgon delikatnie położył rękę na ramieniu dziewczyny, wziął kolejny łyk wódki, butelka była już prawie pusta. Oliver nachylił się i pocałował Lancey w wargi. Ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Dziewczynie bardzo podobało się to uczucie, trzeba było przyznać, że ślizgon świetnie całował. Chłopak przylgnął swoim ciałem do krukonki, jego ręce wędrowały pod jej bluzką. Nagle oderwali się od siebie.
- Słyszałaś to?- Oliver był zaniepokojony. Złapał dziewczynę za talie i obaj schowali się za dużym kamieniem, na którym wcześniej siedzieli. Teraz kroki były coraz bardziej słyszalne, ktoś zdecydowanie szedł w ich kierunku. Śmierciorzercy. Obaj od razu poznali ich po czarnych szatach. To była kobieta i mężczyzna. Mieli lekko podwinięte rękawy, więc mroczny znak był dobrze dostrzegalny. Szli w kierunku lasu. Dopiero teraz Lancey zobaczyła, że koło siebie prowadzą kogoś w rodzaju zakładnika, z daleka nie można było bliżej określić tożsamości tej osoby, miała ona związane ręce i twarz zakrytą kapturem. Może to...Lancey miała teraz w głowie najdziwniejsze myśli.
-Spadajmy stąd.- rzuciła po chwili.
                                                                   *
  Kiedy Spencer wyszła z toalety przy stoliku już nikogo nie było. Najwyraźniej Lancey postanowiła wrócić do szkoły. W sumie to kolejka do toalety była dość długa, ale bez przesady. W tym wypadku dziewczyna też postanowiła iść już do zamku. Kiedy wychodziła przypadkowo wpadła na kogoś.
- Ja... Bardzo...- Uniosła głowę do góry. To tylko Adrian.
- Nic się nie stało, rozumiem, że to był tylko wypadek.- Odpowiedział chłopak z udawaną powagą w głosie, po chwili uśmiechnął się.- Wiesz, mała krukonko, to musi być przeznaczenie, za często na siebie wpadamy.
- Nie wierzę w coś takiego.- Spencer szła dość szybkim korkiem, z nadzieją, że Adrian da jej wreszcie spokój.
- Rozmawiałaś z przyjaciółką o tych cieniach i tak dalej ?
- Właściwie to nie, ale... Zaraz... Nie wierzę... Przecież nasza ostatnia rozmowa
ona nie była naprawdę ?- Teraz Spencer była zdecydowanie przestraszona.
- Oczywiście, że nie.- W oku chłopaka pojawił się tajemniczy błysk.
- Chyba się boję...- Krukonka spojrzała na chłopaka czekając na wyjaśnienia, ale ten milczał... Całą drogę, aż do samej szkoły.
- No to tu się żegnamy, życzę ci miłych snów.- Adrian uśmiechnął się i ruszył w swoją stronę.
Spencer nie była pewna, czy może spać spokojnie. Nie chciała żeby chłopak znowu jej się przyśnił.


Naszła mnie inspiracja... W KOŃCU ! Mam dla was coś jeszcze:

http://telling-stories-about-hogwart.tumblr.com/

Tak widzę postacie z mojego bloga :)  Mam zamiar wpadać tu trochę częściej niż to robiłam ostatnimi czasy.


7) Żegnaj kamieniu

   Dzień był wyjątkowo pochmurny. Wśród uczniów i nauczycieli szerzyła się coraz większa panika. Lekcje cały czas były skracane. Wszytko to było spowodowane zaginięciem ucznia. Przeszukano cały zamek, las i Hogsmeade- ani śladu chłopaka. Od tygodnia nie wiadomo również było gdzie podziewał się dyrektor szkoły. Ostatnio w Hogwarcie działy się bardzo dziwne rzeczy. Rzadko kiedy ginął uczeń, Dumbledore nigdy wcześniej nie wyjeżdżał na tak długo. Umbridge za to zdążyła się już zadomowić. Szkoła nie była już taki miejscem jak dawniej. 
  Uczniowie klasy piątej ravenclawu siedzieli w pokoju wspólnym i uczyli się do sum-ów. Ostatnio znowu mieli odwołane lekcje a do egzaminów zostało już niewiele czasu. Lancey i Spencer siedziały koło siebie. W pokoju panowała cisza, każdy zajęty był sobą.
- Idę się przewietrzyć- rzuciła Lancey i wyszła.
  Nigdy nie podobał jej się zamek o tej porze roku, było jakoś szaro i strasznie zimno. Lada dzień powinien spaść już pierwszy śnieg. Lancey delikatnie wsunęła rękę do kieszeni swojej skórzanej kurtki. Chciała wyjąć z niej papierosa, ale poczuła chłód na koniuszkach palców. To był ten kamień, zapomniała już, że go tam ma. Ostatnie dni były dla dziewczyny nie najweselsze. Nastrój cały czas jej się zmieniał. Wsunęła dłoń ponownie do kieszeni, tym razem udało jej się wyjąć papierosa. Z drugiej kieszonki wydobyła zapalniczkę i powoli go zapaliła. Lancey nie paliła dużo, ale czasem się zdarzało, że po prostu musiała, próbowała w ten sposób zabić czas w chwilach dla niej trudnych, kiedy miała wrażenie, że prze okrutnie się ciągnął. Ostatnio w szkole czuła się trochę jak w więzieniu. W nocy zamek był zamykany, tak, że nikt nie mógł się z niego wydostać. W ciągu dnia uczniowie również byli nadzorowani bardziej niż zazwyczaj. Umbridge ustalała coraz to dziwniejsze zakazy i nakazy. W sumie sytuacja wydawała się być zrozumiała, w końcu zaginął uczeń. Ciekawe, dokąd mógł iść ? W dzisiejszych czasach nie trudne powinno być jego znalezienie. Lancey miała teraz mnóstwo pytań i ogromny żal- do Toby'ego, do siebie.... Kamień jakby pulsował w jej kieszeni. 
Nagle dziewczyna usłyszała za sobą kroki.
- Na terenie szkoły obowiązuje zakaz palenia. Chyba nie chcesz żeby ktoś się o tym dowiedział.
Lancey gwałtownie odwróciła głowę. Draco Malfoy. W sumie nie szczególnie ją to zdziwiło. 
- O co ci chodzi- zapytała.
- Twój kolega ma u mnie mnóstwo długów...-Jego ton głosu wydawał się być arogancki jak zawsze.
- O kim Ty mówisz ?
- O Tobym- Malfoy dalej ciągnął temat.
- Nie mam z tą osobą nic wspólnego, nawet nie szczególnie ją lubię.- Lancey odwróciła się i w tym samym momencie z kieszeni wypadł jej kamień.
Przez chwile leżał na trawie. Zanim Lancey zdążyła się po niego schylić Malfoy już trzymał go w swojej ręce.
- Oddaj mi to !- Lancey usiłowała wyrwać chłopakowi przedmiot z ręki.
Ślizgon nie był głupi. Co prawda nie wiedział czym jest ten przedmiot, ale dokładnie wiedział do kogo należy. Nie raz widział kamień w rzeczach Toby'ego.
- Powiedz Toby'emu, że jak chce to odzyskać to niech najpierw odda mi pieniądze, które jestwinien.- Malfoy czuł, że jest na zwycięskiej pozycji.
- Za co jest Ci winien, jeśli mogę wiedzieć ?
- Kupował od mojego kolegi narkotyk na bazie niektórych składników z eliksiru felix felicis.- Odpowiedział Malfoy beznamiętnie.
Nagle Lancey zobaczyła z daleka jeszcze jednego chłopaka. Na ubraniu miał zielone ornamenty- musiał by ze slytherinu. Podszedł do nich wolnym kokiem. Lancey oceniła go na przystojnego. Miał czarne włosy, był dobrze zbudowany a na szyi miał pełno tatuaży. Z twarzy w sumie kogoś jej przypominał, ale nie szczególnie mogła skojarzyć kogo.
- I co udało ci się ?- Zwrócił się do blondyna.
- Można tak powiedzieć.
- Jestem Oliver.- Przedstawił się chłopak, wydawał się być miły... Jak na ślizgona.- Ty jesteś pewnie koleżanką Toby'ego, tego tchórza.
- W zasadzie wolę być nazywana Lancey, bo tak mam na imię, nie lubię być z nim kojarzona, a tym bardziej brać na siebie odpowiedzialności za jego błędy.
- Miło było cię poznać Lancey.- Chłopak uśmiechnął się na pożegnanie i razem z Malfoyem ruszyli w stronę zamku. "Pierdolony ćpun"- pomyślała dziewczyna. Nie zamierzała ponosić za niego konsekwencji. W sumie nawet cieszyła się, że zabrali od niej ten kamień. Teraz czuła się o wiele lepiej. Zgasiła papierosa i wróciła z powrotem do szkoły.

Witam po przerwie...

środa, 14 sierpnia 2013

6) Wszystko się zmienia

    Mija ostatnia lekcja ,szlaban i koniec. Potem przerwa i do wieży astronomicznej. Spencer nie chce przyjść ,ale wie ,że musi ,to może być coś naprawdę bardzo ważnego. Może tam dowie się prawdy. Toby powie jej co tak naprawdę się dzieje. Jeszcze tylko kilka sekund i wreszcie ... koniec. Lancey ruszyła w stronę gabinetu Umbridge.
                                                          *
    -Gdzie się tak śpieszysz mała gryfonko- znowu ten głos. Spencer odwróciła się. Znowu on. Po raz kolejny wpadają na siebie .
- Nie ważne. -Odpowiedziała obojętnym tonem.
-Kłamiesz. Widzę to. Szlaban ?
-Skąd wiesz ?!- Spencer zaczęła się go bać. Przecież nikt nie wiedział.
-Przede mną nic nie ukryjesz. Idź już mała gryfonko, bo się jeszcze spóźnisz.
Spencer ruszyła w stronę gabinetu Umbridge. Ten Ślizgon był dla niej dziwny . Bardzo dziwny.
      Dziewczyna szła powolnym krokiem krętymi korytarzami. Było już coraz zimniej. Już niedługo spadnie pierwszy śnieg. Szkoda tylko ,że na razie padał tylko deszcz i wszędzie było pełno błota. Mało kto wychylał nos za próg ciepłego budynku szkoły. Chyba ,że jakiś szaleniec. Nagle Spencer została wyrwana z rozmyślań. Lancey złapała ją za ramie. W milczeniu doszły razem do gabinetu Umbridge, weszły do środka. Pokój był cały różowy ,aż obrzydliwie ,było też tam pełno kotów, obrazków i talerzyków. Lancey poczuła obrzydzenie ,spojrzała na swoje pomalowane na czarno paznokcie i opadające na ramiona blond pasma włosów. Myślała ,że zaraz zwymiotuje.  Toby już tam był i Adrian też. Wszyscy usiedli w ciszy i dostali jakieś specjalne pióra bez atramentu. W pewnej chwili nauczycielka przemówiła swoim niezwykle irytującym ,piskliwym głosikiem.
- Dzisiaj sobie trochę popiszemy.- Rozdała pergamin.-Dla was -wskazała na dziewczyny- "nie będę się wtrącać".- A dla was - wskazała na Adriana i Tobiego- hmmm... może-  "będę zawsze mówić prawdę, nie będę podglądać nauczycieli i brać nie swoich rzeczy, nigdy ,nigdy , przenigdy !!!". Piszemy przez godzinę.
"Zawsze mogło być dużo gorzej"- pomyślała Spencer i zaczęła pisać. Nagle poczuła ból. Przeszył jej skórę ,czuła go wewnątrz dłoni. Literki tak jakby pojawiały się na grzbiecie jej ręki. Pisali własną krwią. Wszyscy spojrzeli po sobie... Jak mogła... Ból był okropny ale przecież nie mogą się teraz poddać ,nie dadzą jej tej satysfakcji ,nie teraz. Zegar jakby tykał w spowolnionym tempie ,myśleli ,że ta godzina nigdy się nie skończy. Lancey zerkała co chwila na Tobiego. On jakby... Trudno to opisać... Jakby wcale nie czuł bólu. Jego wyraz twarzy pozostał taki sam ,niewzruszony. Wreszcie ta straszna godzina dobiegła końca. Lancey miała wrażenie ,że była najdłuższą w jej życiu. Kiedy wychodzili z gabinetu minęli po drodze Harry'ego Pottera ,chyba szedł tam w tej samej sprawie co oni.
                                                                    *
        Godzina 23 a Lancey cały czas nie było. Toby zaczął już myśleć ,że wcale nie przyjdzie ,kiedy wreszcie usłyszał kroki. Na początku mógł by pomyśleć ,że to Filch albo co gorsza Snape ,ale przecież oni nie chodzą w butach na wysokich obcasach. Wreszcie ją zobaczył. Wyglądała pięknie ,jak zawsze. Jej długie ciemne włosy opadały jej lekko na szczupłą twarz ,kilka pasem miało miodowy kolor. Jej oczy były bardzo duże i ciemnie.
-Chyba musimy porozmawiać.- Zaczęła swoim melodyjnym głosem.
- Musimy zacząć od tego ,że jestem niewinny wszystkiemu o co mnie oskarżają. Nikogo nie spetryfikowałem i nic nie ukradłem.
Lancey to wiedziała ,po co się jeszcze tłumaczył. Wierzyła mu.
- Ale nie było cię bardzo długo ,chyba mam prawo wiedzieć dlaczego ,jak już tu jesteśmy...
- On ...Voldemort... Powrócił... Chce mnie zabić.- Toby był nieco roztrzęsiony.
- Co najpotężniejszy czarnoksiężnik na świecie może chcieć od... ciebie.- Lancey uznała to za niewiarygodne a nawet śmieszne.
- Moi rodzice są... Sama wiesz...  Trudno mi o tym mówić ,rozmawiać. Oni go zdradzili... Oni nie żyją ,a on chce wykończyć mnie. - Toby podniósł rękaw, a na ręce miał... mroczny znak ! Spencer zaczęła się bać. Mało rozumiała z tego co mówił ślizgon. Cały czas rzucał ogólnikami.
- Nauczyciele zaczynają już coś podejrzewać, nie mogę tu dłużej zostać. Chciał bym żebyś coś wzięła.- Toby wcisnął jej do ręki jakiś kamień ,odwrócił się i odszedł. Na zawsze. Lancey miała okropny mętlik w głowie ,dlacego wybrał akurat ją ? Też postanowiła już iść. Miała ochotę cisnąć kamieniem najdalej jak się da, ale przecież teraz nic by to nie zmieniło. Schowała tajemniczy przedmiot do kieszeni. Z wierzchu był bardzo zimny. Jeszcze przez chwile patrzyła na widoki za oknem wierzy. Było bardzo ciemno. Zobaczyła Tobiego. Najprawdopodobniej już po raz ostatni. Uciekał na miotle.Lancey postanowiła już wrócić do sypialni. Miała nadzieję dojść tam w ciszy i spokoju W pewnym momencie usłyszała jakieś głosy. Wychyliła się lekko zza rogu . To był Adrian Iwaszkow ,rozmawiał z jakimś duchem.
- Chyba ktoś nas podsłuchuje.- Powiedział swoim nieziemsko czarującym głosem.
Lancey zrobiła krok do przodu. Słabo znała ślizgona. Zawsze wydawał jej się być dziwny a w dodatku rozmawiał z duchami o północy. Ostatnio często też wpadał na Spencer. Myślała ,że zaraz rzuci jakąś kąśliwą uwagę w jej kierunku a on tymczasem powiedział coś czego się w ogóle nie spodizewała.
- Twoja aura... Ona jest... Ciemna... Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.- W jego głosie Lancey wyczuwłała niepokój. Tak jakby się bał. Pomyślała ,że robi sobie z niej żarty bo co by to miało znaczyć. Jaka niby aura ? Nigdy nie słyszała podobnych głupstw.
-Jestem zmęczona ,dobranoc. - Powiedziała beznamiętnie i poszła spać. Tym razem już nie wpadła na nikogo po drodze. Hogwart o tej porze wydawał się być straszny. Korytarze były opustoszałe ,tylko duchy się po nich kręciły. Nawet postacie z obrazów już spały. Lancey postanowiła sobie już nigdy nie wychodzić sama z pokoju w nocy.
                                                                        *

         Spencer pogrążona była w bardzo głębokim śnie ,w pewnym momencie znalazła się nad oceanem. Poczuła ciepły piasek na swoich stopach i promienie słoneczne ,które głaskały jej ramiona. Zanurzyła palce od stopy w oceanie. Była taka zrelaksowana. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Adrian.
- Dlaczego wybrałaś akurat to miejsce. Nie podoba mi się.
-Taa.- Spencer lekko się uśmiechnęła.
- Twoja przyjaciółka. Coś z nią nie tak. Otaczają ją cienie... Powinnaś mieć na nią oko. To bardzo ważne. To może mieć związek z czarną magią, bardzo czarną.
Spencer już chciała coś powiedzieć ,ale została wyrwana ze snu. Wstała na chwile. Godzina 2:34. Położyła się z powrotem ,ale długo nie mogła zasnąć. Dziwne rzeczy dzieją się w jej głowie. To na pewno przez ten wstrząs, nie doszła jeszcze całkiem do siebie .

Jest i nowy rozdział. Starałam się żeby był dość długi. Zagadka dnia:
 co dostała Lancey od Tobiego ?!
Chyba powinnam niebawem dodać coś nowego... Może jeszcze dzisiaj. Jestem chora i mam dużo czasu. Może wycieczka do Hogsmeade będzie w rozdziale następnym ,bo tu mi nijak mi nie pasowała.                          
   

niedziela, 4 sierpnia 2013

5) Powrót spencer ,część 2


    Na końcu korytarza ukazał im się okropny widok. To był Toby a nad nim jakaś kobieta cała w różu. Rzuciła na niego cruciatusa… Korytarz był całkiem pusty ,wszyscy byli jeszcze na śniadaniu.
- ZOSTAW GO !- wrzasnęła Lancey. Targały nią mieszane uczucia. Pamiętała tamtą noc ,pomogła mu uciec od konsekwencji ,po raz pierwszy w życiu rzuciła wtedy zaklęcie niewybaczalne, użyła imperiusa wobec tych ogromnych pająków, dzięki temu nic nie wygadały. Teraz stała i patrzyła jak ktoś znęca się nad Tobim. Było jej go żal. Dziewczyna w różu odwróciła się i była to… Umbrige ! Nauczycielka rzuciła cruciatusa na ucznia… Spencer nie widziała tej kobiety nigdy wcześniej ale domyśliła się ,że jest to pracownik hogwartu.
   Umbridge obróciła się.
- Dzisiaj o 17 cała trójka kara u mnie w gabinecie. Ty – w tym momencie wskazała różdżką na Tobiego – wiesz za co , a wy za wtykanie nosów w nie swoje sprawy.
-A... A… Ale nie może pani…- Spencer nie do końca wiedziała co jest grane. Nagle widzi jakąś nową nauczycielkę  ,rzucająca cruciatusy na uczniów... I w dodatku Toby… Przecież jeszcze niedawno był w poprawczaku.
Różowa landryna obróciła się na pięcie i poszła. Wszyscy byli wstrząśnięci. W pewnym momencie Lancey miała ochotę przytulić Tobiego i zapytać czy nic mu nie jest ale szybko się opamiętała.
-Czemu ona …- Zamiast tego zaczęła ,z nutą pretensji w głosie.
- Nie ważne ,nie twoja sprawa ,Sparks.- Reakcja chłopaka zaskoczyła wszystkich. Lancey czuła ,że budzą się w niej pokłady złości. Przecież mu pomogła… Znowu !
- Najwyraźniej moja jak przez ciebie mam karę po lekcji !- W jej głosie słychać było wyrzuty.- Czy jej chodzi o …tamten wieczór ?
- Nie interesuj się tym ! – Krzyknął a po chwili namysłu dodał lekko poirytowanym głosem- po prostu coś zginęło jej z gabinetu.. To chyba było coś bardzo ważnego… ale to nie ja… I chodziło jej jeszcze o spetryfikowanie tej… Sary.- Imię to wypowiedział z lekkim obrzydzeniem. – Po co miałbym chcieć tykać tą szmatę ? Wylecę stąd rozumiesz Lancey ? Wypieprzą mnie !- Z oczu krukonki pociekły łzy.
„Co on sobie wyobraża ?”- pomyślała. „Dlaczego znowu wyżywa się na mnie ?”. Toby zapalił papierosa.
- Masz racje ,to nie moja sprawa, pa.- Dziewczyna ruszyła w kierunku sali ,w której miała mieć eliksiry… ze ślizgonami ! Nawet nie zauważyła kiedy Spencer odeszła z miejscu incydentu.

                                                                 *
     Spencer spacerowała po korytarzu . Miała dużo czasu ,gdyż lekcje zaczynała dopiero o 9. Mijała obrazy ,które coś do niej mówiły ,ale nie zwracała na to uwagi. Wyszła na zewnątrz. Było już nieco chłodno , w końcu nastała jesień. Pomarańczowe, brązowe i złote liście powoli opadały z drzew. Spencer rozkoszowała się pięknymi widokami. Otworzyła książkę. Nagle usłyszała ,że ktoś się za nią skrada odwróciła się… Malfoy. Jakby nie miała już dość wrażeń na dzisiaj to jeszcze on.
- No cześć Willis ! Dawno cię nie widziałem ! – Powiedział z udawaną radością.
Spencer postanowiła udać ,że go nie widzi. Wróciła do czytania książki, czuła lekki powiew wiatru w kasztanowych włosach ,kolorem przypominających jesienne liście.  Ostatni raz widziała młodego Malfoya jakoś w lato, podczas słynnej imprezy w rezydencji Malfoyów. Lancey namówiła ją żeby iść ,wszyscy tam byli . To własnie wtedy wydarzył się wypadek. Za dużo wypiła i ktoś wepchnął ją do basenu. Nie miała już panowania, uderzyła o bruk, wstrząśnienie mózgu. Manson zabrał ją do domu. Nikt nie pamięta jak wróciła Lancey. Jakoś po ich powrocie była interwencja policji.
- Hej ,teraz sobie przypomniałem ,wtedy u mnie ,coś mi obiecałaś…- Draco był zamyślony.
- Nie.- Spencer dalej go ignorowała. Czuła do niego obrzydzenie.

                                                                     *
    
     -Dzisiaj poznamy właściwości jemioły i jej zastosowanie w eliksirach. –Zaczął Snape swoim jak zawsze monotonnym tonem.- Czy ktoś coś wie na ten temat ?
- W jemiole jest pełno nargli- wszyscy spojrzeli w kierunku Luny Lovegood. Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
-  -20 punktów dla Ravenclawu. Za mówienie bez udzielenia głosu przez nauczyciela i za opowiadanie głupot.
-Ale to prawda !- Luna była bardzo oburzona.
Snape kontynuował prowadzenie lekcji nie zwracając na nią uwagi. Lancey cały czas dyskretnie spoglądała na Tobiego. A on na nią.
- Jak chcecie na siebie patrzeć to czy możecie to robić po moich lekcjach ?- Rzucił oschle nauczyciel.
Wszyscy ponownie ryknęli śmiechem.
-Pst, Lance. –Szepnął Toby- dzisiaj o 23 w wierzy astronomicznej.

Znowu. Wszyscy i tak wiedzą ,że Lancey się ugnie i przyjdzie. Najpierw musi odpracować karę u Umbridge … Z NIM !

Tym razem trochę dłużej. W następnym rozdziale : kara u Umbridge, spotkanie w wierzy astronomicznej, wycieczka do Hogsmeade i sen. Będzie bardzo długi i może będzie jeszcze dzisiaj.

sobota, 3 sierpnia 2013

4) Powrót Spencer ,część 1

   Był piękny poranek ,około godziny 6. Spencer przechadzała się po błoniach Hogwartu ,które były jeszcze zupełnie puste. Dojechała tam dopiero wczoraj wieczorem. Rodzice nie chcieli pozwolić jej na powrót do szkoły ,ze względu na ciężki wypadek ,z którego ledwo uszła z życiem w wakacje. Ale udało się ,jest tam i jest szczęśliwa.
- Witaj mała gryfonko. –Usłyszała za sobą jakiś głos. Kto o zdrowych zmysłach jest na nogach o tej porze ? Spencer spojrzała przez ramie . Stał za nią jakiś ślizgon. Był przystojny, bardzo przystojny. Na oko był w ostatniej klasie. Śmierdział papierosami.
-Znamy się ?- Spencer zapytała podejrzliwie.
-Chyba widziałem cię w swoich snach.- Odparł szczerząc się przy tym.
-Wybacz ale niestety nie ufam ludziom ,którzy uśmiechają się przed 8 rano.
-Dziwne ,nie widziałem cię tu wcześniej…- Chłopak dalej się uśmiechał.
- No zobacz.- Prawą ręką Spencer zasłaniała blizny na karku, nie chciała żeby ślizgon ich zobaczył.
Już miała zamiar się odwrócić ,kiedy chłopak powiedział:
-Jestem Adrian Iwaszkow.
-Spencer Willis.- Dziewczyna odpowiedziała beznamiętnym tonem I ruszyła w stronę wielkiej sali.
- Coś czuję ,że się jeszcze spotkamy !- odparł Adrian wesoło.
„Dziwna osoba”- pomyślała Spencer i ruszyła na śniadanie.
     Spencer powolnym korkiem zmierzała w stronę stoliku dla gryffindoru. Z daleka zobaczyła Mansona i Christiana.
-Hej !- Przywitała się radośnie.- Ale za wami tęskniłam.
Przyjaciele uściskali się i usiedli razem przy stoliku. Z daleka Spencer zobaczyła tajemniczego chłopaka, z którym rozmawiała chwile rano.
-Manson ?- Szepnęła.- Kto to jest ?- Dyskretnie wskazała palcem na chłopaka siedzącego przy stole slytherinu.
- To Iwaszkow, jak dla mnie to kolejny czarodziej mający obsesje na punkcie czystości krwi, zwykły bufon i tyle.
-Ohh.- westchnęła Spencer.
- SPENCE !- Spencer szybko się odwróciła za siebie.
-Lancey !- krzyknęła radośnie .
-Myślałam ,że już nie przyjedziesz ,brakowało mi cię.- Dziewczyny wstały od stołu żeby móc pogadać na osobności.

   Przez chwile szły w zupełnym milczeniu ,mijając uczniów idących na śniadanie. Na końcu korytarza słychać było krzyki. Dziewczyny spojrzały na siebie i szybko ruszyły w tamtym kierunku ,żeby zobaczyć co to za afera.


3 z chłopaków siedzących przy stole to Adrian Iwaszkow ,znany ,niektórym z Akademii Wampirów. Przepraszam ,że tak krótko ,wieczorem będzie 2 część i nawiązanie do poprzednich rozdziałów.

czwartek, 1 sierpnia 2013

3) Dobra zabawa i pożar

   Dzisiejszego dnia lekcje ciągnęły się jak guma. Mało kto w nich czynnie uczestniczył ,wszyscy za to czekali na wieczór. To własnie dzisiaj miała odbyć się impreza w lochach. Wszystkim brakowało już zabawy ,dlatego też cały Hogwart planował być tam obecny (oczywiście nie nauczyciele ,którzy o niczym nie wiedzieli). Ostatnia godzina lekcyjna dla wszystkich uczniów trwała jakby nieskończoność ,ale wreszcie dobiegła końca. Wszyscy radośnie wstali z ławek i pobiegli do swoich dormitoriów. Przygotowania się rozpoczęły.
  -Co ubieracie ?- Zapytała Padma Patil.
Lancey miała co do tej imprezy mieszane uczucia. Nie miała ochoty tam iść ,ale z drugiej strony nie chciała wyjść na dziwaka. Kiedyś uwielbiała takie wieczory a teraz wiedziała ,że będzie tam Toby. Na samą tą myśl zebrało jej się na wymioty. W pewnej chwili do dormitorium zupełnie niezauważone weszły Luna Lovegood i Sara Pecador. Lancey była trochę zdziwiona. W skrzydle szpitalnym dość szybko postawili ją na nogi. Sara wyglądała jak zawsze olśniewając ,była dobrze ubrana a makijaż podkreślał jej piękną twarz. Mimo to puchonka zawsze postrzegana była jako płytka i nieco tempa dziewczynka. Czasami bywała nawet fałszywa i prowokująca. Chociaż trzeba przyznać ,że inni ludzie darzyli ją sympatią. Tak ,w szkole była raczej lubiana. Wszystkich zdziwiła wiadomość o jej spetryfikowaniu.
-Nie wiem jak wy ,ale ja już nie mogę się doczekać ! Zdecydowanie za długo leżałam na łóżku szpitalnym !- Zaczęła w końcu Sara radosnym głosem.
-Ty chyba lubisz mocne wrażenia.- Zażartowała Padma- Dopiero co ktoś na ciebie napadł a już chcesz się bawić.
Kiedy już wszystkie dziewczyny były gotowe ,wspólnie ruszyły w stronę lochów. Po drodze Luna się od nich odłączyła ,twierdząc ,że dojdzie ,ale nikt w to nie uwierzył. Od razu wiadomo było ,że krukonka nie będzie miała ochoty bawić się z nimi. Koleżanki szły tak korytarzem dobre 10 minut aż w końcu znalazły się w lochach . Cała impreza miała się odbyć konkretnie w pokoju wspólnym ślizgonów.
-Opaski proszę.- wymamrotała postać na obrazie oddzielającym korytarz od pokoju wspólnego.
Padma wyjęła opaskę koloru zielonego ,obraz rozsunął się przed nimi.
    Impreza trwała w najlepsze. Nad nimi unosił się dym papierosowy i pachniało alkoholem. Wokół pełno ludzi.
- Chyba są tutaj wszyscy – powiedziała radośnie Sara. Wzięła drinka i oddaliła się od dziewczyn.
Po chwili znikła im z pola widzenia. „To będzie udana noc” –pomyślała . Muzyka była bardzo głośna ,ale dzięki zaklęciom zabezpieczającym nauczyciele i dyrektor nie mogli jej słyszeć.
-No proszę , jak szybko doszłaś do siebie Pecador. – Za plecami Sara usłyszała Malfoya. Ten jego ton pełen wyższości… Sięgnęła po następnego drinka ,chyba już 3 z kolei.
-Oh ,Draco ja zawsze szybko dochodzę do siebie- odpowiedziała puchonka bez chwili zastanowienia.
Malfoy siedział teraz niebezpiecznie blisko niej ,ale dziewczynie to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Kiedy wypiła już 6 drinka to nawet jej się to zaczęło podobać. W pewnym momencie ,nie wiadomo kiedy ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku ,później obaj wstali i gdzieś razem poszli. „Dziwka” –pośyslała Lancey. „Żeby z Malfoyem … fuu”.
    Lancey nie miała dzisiaj szczególnie dobrego humoru. Siedziała sobie sama na kanapie ,mieszając swojego drinka słomką . W pewnej chwili ktoś się do niej dosiadł. To znowu on… Toby. Dziewczyna już miała wstawać ,ale ten złapał ją za talię i przyciągnął do siebie.
-O co ci chodzi ?- Zapytała poirytowana Lancey.
-Czemu już od pierwszego dnia jesteś dla mnie taka niemiła ?- w głosie Tobiego słychać było drwiny.
-Naprawdę nie mam ochoty koło ciebie siedzieć. - Lancey zamierzała wstać ,ale ślizgon złapał ją jeszcze mocniej. Dziewczyna wreszcie się mu wyrwała. Nie miała na razie ochoty zostać tam. Chciała się przewietrzyć 
-Lance daj spokój. –Toby do tej pory nie dawał za wygraną.
Lancey odwróciła się i wyszła ze szkoły tajnym przejściem. Szła w stronę zakazanego lasu. Na chwile zatrzymała się żeby odetchnąć ,w ręku jeszcze trzymała swoje Mohito. Wzięła kilka łyków. Dziewczyna wbrew pozorom lubiła samotność , mogła spokojnie myśleć. Naprawdę nienawidziła Tobiego ,i nie wie jak chłopak po tym wszystkim może się do niej odzywać. Kiedyś ,dawno temu ,byli wtedy może w pierwszej klasie… on znęcał się nad nią. Upatrzył sobie za cel i nie dał żyć.
W drugiej klasie rzucił na nią zaklęcie cruciatusa. Przegiął po całości.Zawsze zastanawiało ją kto nauczył go rzucać takich zaklęć. Pewnie jego rodzice to śmierciorzercy. Kiedys Lancey wybuchła. Chłopak zaciągnął ją do ubikacji i chciał tam zamknąć. Krukonka skumulowała w sobie całą złość i jakby przypadkowo rzuciła zaklęcie wzniecające ogień. Toby był ostatnią osobą widzianą w miejscu pożaru a przez to ,że wcześniej był już upominany ,tym razem miarka się przebrała ,wylądował w zakładzie poprawczym. Wcześniej leczył się też na głowę w Świętym Mungu. Może to tylko plotki ? Dla Lancey było to teraz nie ważne , po prostu… bała się go. Bała się ,że po wyjściu z poprawczaka będzie chciał się na niej zemścić i ,że znowu będzie się nad nią znęcał. Nagle zobaczyła ,że nie jest sama ,ktoś chodzi po zakazanym lesie… Jakiś głos wewnętrzny kazał jej iść w tamtym kierunku. Na końcu drogi zobaczyła go ,to znowu był Toby. W ręku trzymał różdżkę.
-Jesteś tak leniwy ,że zamiast podejść musisz rzucać imperiusa ? Powiedz mi w końcu ,czego ty ode mnie chcesz ?
Chłopak tylko się uśmiechnął.
-A tak w ogóle to skąd tu tyle pająków ?- Jednak dziewczyna znała odpowiedź ,znajdowali się nad ich gniazdem.
Toby palił papierosa, co chwila strzepując popiół. Od kilku tygodni nie spadła ani jedna kropla deszczu przez co było bardzo sucho szczególnie w lesie…
-Ty idioto…- Lancey znowu poczuła strach.
Zobaczyła ogień ,najpierw jeden płomień ,który stopniowo się rozszerzał ,aż w końcu zamienił się w całkiem sporych rozmiarów pożar. Obaj wyciągnęli różdżki i zaczęli go gasić ,trochę to potrwało zanim wreszcie skończyli.
-Nie wiem dlaczego ja ci właściwie pomagam.- Powiedziała dziewczyna roztrzęsionym głosem, nie znała swojej lokalizacji.- Zaprowadź mnie do szkoły , JUŻ !  
    Toby nie odzywał się już całą drogę. Jest szansa ,że wyjdzie z tego cało . Został mu jeszcze tylko jeden problem –pająki. Wyszły ze swojego gniazda i szły w stronę Hogwartu. Musieli wybrać inną drogę, musieli znaleźć się tam przed nimi. Tak spacerowali w milczeniu. Szli szybkim marszem ,gdyż musieli dotrzeć do zamku przed robalami. Chyba im się udało ,kiedy byli już na miejscu Toby wymamrotał tylko:
-Lance ja.. przepraszam… za wszystko.

Jednak dziewczyna nie za bardzo miała ochotę tego słuchać ,wiedziała ,że ślizgon pakuje ją w kłopoty… znowu ! 


Jak wam się podoba ? Następny rozdział będzie dłuższy.

2) Witajcie w domu

    W pewnym momencie jakby ziemia osunęła się pod nogami dziewczyny ,a ona miała wrażenie ,że leci w nieskończoną otchłań. Przed oczami miała ciemność. Zemdlała. Nagle poczuła okropny smród. Wokół niej jakby pełno głosów.
- Myślicie ,że zaraz się ocknie ? –To chyba był głos Padmy Patil ,tak przynajmniej zdawało się dziewczynie.
W jednej chwili Lancey zerwała się na nogi . Zobaczyła wokół siebie znajome twarze. Luna przyłożyła jej pod nos jakieś wyjątkowo cuchnące zioło. Znalazła się z powrotem w przedziale ,ale tym razem były tam jeszcze: Padma i Ginny Weasley.
-Wszystko w porządku ?- Zapytał zatroskany Manson.
-Tak ,nic mi nie jest.  – odpowiedziała Lancey bardzo szybko.
     Pociąg był już na miejscu, dziewczyna cały czas nie mogła jeszcze dojsć do siebie.
„Czy to naprawdę był on ? NIEMOŻLIWE !” – nie mogła zebrać myśli. Toby już od ponad roku siedział w zakładzie poprawczym dla czarodziejów, a jeszcze wcześniej trafił do Świętego Munga. „Co on robi w Hogwarcie ?”
- Pierwszoroczni do mnie !- Lancey została wyrwana z rozmyślań.

                                                                         *
  Ceremonia przydziału w tym roku niemiłosiernie się dłużyła ,tiara jakby recytowała w nieskończoność ,prawie zanudziła wszystkich na śmierć. Potem jak zawsze przydzieliła uczniów pierwszych klas do odpowiednich według niej domów. Co chwila słychać było okrzyki :
-GRYFFINDOR !!!
-RAVENCLAW !!!
-SLYTHERIN !!!
-HUFFELPUFF !!!
   W pewnej momencie ,podczas trwania uroczystości ,do stolika ślizgonów dosiadł się jakiś 5 klasista. Był wysoki i dość przystojny, na sale wszedł tak cicho ,że nikt go nie zauważył ,nawet Snape.
-No ,no kogo my tu mamy.- szepnął do niego Dracon Malfoy. – Toby Stevenson !
- Nie tak głośno Draco ,bo jeszcze ktoś usłyszy. – Chłopak lekko się uśmiechnął.
- To kiedy wypuścili cię z wariatkowa ?- Do rozmowy włączył się 3 chłopak ,nie znany wcześniej Tobiemu. Na oko był on już w ostatniej klasie. Bez dwóch zdań był bardzo ładny. Miał ciemne włosy ,duże ,brązowe oczy i nieziemski uśmiech. Gęste brwi i wystające kości policzkowe dodawały mu jeszcze więcej uroku.
-Dobra ,koniec tego pierdolenia ,przecież wiesz Malfoy ,że nie po to usiadłem koło ciebie.
Blondyn uśmiechnął się tylko ,ciężko było wyczuć jakie emocje mu przy tym towarzyszyły i wyjął zza szaty paczkę papierosów ,które następnie podał Tobiemu a przy tym dodał:
-Mam nadzieję ,że nie zawiedziesz mnie w tym roku.
-A tak w ogóle to słyszałem ,że dziewczyny już mdleją na twój widok – dodał 3 chłopak ,kiedy wszyscy wychodzili judo swoich dormitoriów.
                                                                    *
    Była noc. Grubo po północy dwójka uczniów z gryffindoru wałęsała się korytarzami Hogwartu. Był to nie kto inny jak : Manson i Christian .
- Stary ,mówię ci ,mam już tego dość , jak jeszcze raz ktoś nazwie mnie śmierciorzercą to chyba na serio użyję jakiegoś zaklęcia niewybaczalnego. –Christian mówił bardzo wyciszonym tonem.
- Nie przejmuj się ,przecież i tak większość zna prawdę ,reszta jest nie ważna.
Ta dwójka już od kilku lat zwiedza szkołę wieczorami. Bezsenność. Szli tak spokojnie i rozmawiali ,w pewnym momencie Manson potknął się o coś ,jakby kamień ,ale to nie był kamień tylko… ciało… Nie kogo innego jak tej uroczej puchonki Sary Pecador. Oczywiście szczęśliwym trafem znaleźli się w tym samym miejscu i o tej samej porze co woźny Filch.
-co wy tutaj… DO DIABŁA !
-A..Aa… Ale to nie my ! –zaczął się bronić Manson.
-Jestesmy tym tak samo zaskoczeni jak pan… - dodał młody Ozera.
-Do dyrektora ,Natychmiast.

   Filch nieco się uspokoił . Jednak w głowie Chrystiana panował chaos. Wiedział ,że teraz wszystkie podejrzenia spadną na niego ,nie dość ,że jego rodzice są … No wiadomo ! To jeszcze na pierwszy dzień to. Pocieszające było jednak to ,że dyrektorem jest tak rozsądna osoba jak Albus Dumbledore. Na pewno sprawdzi ich różdżki ,stwierdzi ,że są nie winni i będzie po sprawie. Otworzyły się przed nimi drzwi zza ,których wyszła dobrze im znana Lancey. „Co ona tutaj…”- Pomyślał Manson. Jednak to go teraz nie obchodziło ,w końcu groziło im wydalenie ze szkoły za coś czego nie zrobili.

  I tym oto sposobem jest już drugi rozdział. Nie wiem jeszcze co potem z postacią Tobiego , chcę stworzyć coś naprawdę: WOW i mam już kilka naprawdę dobrych pomysłów. W 3 rozdziale szykuję się potajemna impreza w lochach+ szybka akcja w zakazanym lesie. Kto ma pomysł kim jest 3 z chłopaków siedzących przy stole ? Stawiam piwo temu kto zgadnie !