Dzisiejszego dnia
lekcje ciągnęły się jak guma. Mało kto w nich czynnie uczestniczył ,wszyscy za
to czekali na wieczór. To własnie dzisiaj miała odbyć się impreza w lochach.
Wszystkim brakowało już zabawy ,dlatego też cały Hogwart planował być tam
obecny (oczywiście nie nauczyciele ,którzy o niczym nie wiedzieli). Ostatnia
godzina lekcyjna dla wszystkich uczniów trwała jakby nieskończoność ,ale wreszcie dobiegła końca. Wszyscy
radośnie wstali z ławek i pobiegli do swoich dormitoriów. Przygotowania się rozpoczęły.
-Co ubieracie ?-
Zapytała Padma Patil.
Lancey miała co do tej imprezy mieszane uczucia. Nie miała
ochoty tam iść ,ale z drugiej strony nie chciała wyjść na dziwaka. Kiedyś uwielbiała takie wieczory a teraz wiedziała ,że będzie tam Toby. Na samą tą myśl
zebrało jej się na wymioty. W pewnej chwili do dormitorium zupełnie
niezauważone weszły Luna Lovegood i Sara Pecador. Lancey była trochę zdziwiona.
W skrzydle szpitalnym dość szybko postawili ją na nogi. Sara wyglądała jak zawsze olśniewając
,była dobrze ubrana a makijaż podkreślał jej piękną twarz. Mimo to puchonka
zawsze postrzegana była jako płytka i nieco tempa dziewczynka. Czasami bywała
nawet fałszywa i prowokująca. Chociaż trzeba przyznać ,że inni ludzie darzyli
ją sympatią. Tak ,w szkole była raczej lubiana. Wszystkich zdziwiła wiadomość o
jej spetryfikowaniu.
-Nie wiem jak wy ,ale ja już nie mogę się doczekać !
Zdecydowanie za długo leżałam na łóżku szpitalnym !- Zaczęła w końcu Sara radosnym głosem.
-Ty chyba lubisz mocne wrażenia.- Zażartowała Padma- Dopiero
co ktoś na ciebie napadł a już chcesz się bawić.
Kiedy już wszystkie dziewczyny były gotowe ,wspólnie ruszyły
w stronę lochów. Po drodze Luna się od nich odłączyła ,twierdząc ,że dojdzie
,ale nikt w to nie uwierzył. Od razu wiadomo było ,że krukonka nie będzie miała
ochoty bawić się z nimi. Koleżanki szły tak korytarzem dobre 10 minut aż w
końcu znalazły się w lochach . Cała impreza miała się odbyć konkretnie w pokoju
wspólnym ślizgonów.
-Opaski proszę.- wymamrotała postać na obrazie oddzielającym
korytarz od pokoju wspólnego.
Padma wyjęła opaskę koloru zielonego ,obraz rozsunął się
przed nimi.
Impreza trwała w
najlepsze. Nad nimi unosił się dym papierosowy i pachniało alkoholem. Wokół
pełno ludzi.
- Chyba są tutaj wszyscy – powiedziała radośnie Sara. Wzięła
drinka i oddaliła się od dziewczyn.
Po chwili znikła im z pola widzenia. „To będzie udana noc” –pomyślała
. Muzyka była bardzo głośna ,ale dzięki zaklęciom zabezpieczającym nauczyciele
i dyrektor nie mogli jej słyszeć.
-No proszę , jak szybko doszłaś do siebie Pecador. – Za plecami
Sara usłyszała Malfoya. Ten jego ton pełen wyższości… Sięgnęła po następnego
drinka ,chyba już 3 z kolei.
-Oh ,Draco ja zawsze szybko dochodzę do siebie- odpowiedziała
puchonka bez chwili zastanowienia.
Malfoy siedział teraz niebezpiecznie blisko niej ,ale
dziewczynie to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Kiedy wypiła już 6 drinka
to nawet jej się to zaczęło podobać. W pewnym momencie ,nie wiadomo kiedy ich
usta spotkały się w namiętnym pocałunku ,później obaj wstali i gdzieś razem
poszli. „Dziwka” –pośyslała Lancey. „Żeby z Malfoyem … fuu”.
Lancey nie miała
dzisiaj szczególnie dobrego humoru. Siedziała sobie sama na kanapie ,mieszając
swojego drinka słomką . W pewnej chwili ktoś się do niej dosiadł. To znowu on…
Toby. Dziewczyna już miała wstawać ,ale ten złapał ją za talię i przyciągnął do
siebie.
-O co ci chodzi ?- Zapytała poirytowana Lancey.
-Czemu już od pierwszego dnia jesteś dla mnie taka niemiła
?- w głosie Tobiego słychać było drwiny.
-Naprawdę nie mam ochoty koło ciebie siedzieć. - Lancey
zamierzała wstać ,ale ślizgon złapał ją jeszcze mocniej. Dziewczyna wreszcie
się mu wyrwała. Nie miała na razie ochoty zostać tam. Chciała się przewietrzyć
-Lance daj spokój. –Toby do tej pory nie dawał za wygraną.
Lancey odwróciła się i wyszła ze szkoły tajnym przejściem.
Szła w stronę zakazanego lasu. Na chwile zatrzymała się żeby odetchnąć ,w ręku
jeszcze trzymała swoje Mohito. Wzięła kilka łyków. Dziewczyna wbrew pozorom
lubiła samotność , mogła spokojnie myśleć. Naprawdę nienawidziła Tobiego ,i nie
wie jak chłopak po tym wszystkim może się do niej odzywać. Kiedyś ,dawno temu
,byli wtedy może w pierwszej klasie… on znęcał się nad nią. Upatrzył sobie za
cel i nie dał żyć.
W drugiej klasie rzucił na nią zaklęcie cruciatusa. Przegiął
po całości.Zawsze zastanawiało ją kto nauczył go rzucać takich zaklęć. Pewnie jego rodzice to śmierciorzercy. Kiedys Lancey wybuchła. Chłopak zaciągnął ją do ubikacji i
chciał tam zamknąć. Krukonka skumulowała w sobie całą złość i jakby przypadkowo
rzuciła zaklęcie wzniecające ogień. Toby był ostatnią osobą widzianą w miejscu
pożaru a przez to ,że wcześniej był już upominany ,tym razem miarka się przebrała ,wylądował w zakładzie poprawczym. Wcześniej leczył się też na głowę w Świętym
Mungu. Może to tylko plotki ? Dla Lancey było to teraz nie ważne , po prostu…
bała się go. Bała się ,że po wyjściu z poprawczaka będzie chciał się na niej zemścić
i ,że znowu będzie się nad nią znęcał. Nagle zobaczyła ,że nie jest sama ,ktoś
chodzi po zakazanym lesie… Jakiś głos wewnętrzny kazał jej iść w tamtym
kierunku. Na końcu drogi zobaczyła go ,to znowu był Toby. W ręku trzymał
różdżkę.
-Jesteś tak leniwy ,że zamiast podejść musisz rzucać
imperiusa ? Powiedz mi w końcu ,czego ty ode mnie chcesz ?
Chłopak tylko się uśmiechnął.
-A tak w ogóle to skąd tu tyle pająków ?- Jednak dziewczyna
znała odpowiedź ,znajdowali się nad ich gniazdem.
Toby palił papierosa, co chwila strzepując popiół. Od kilku
tygodni nie spadła ani jedna kropla deszczu przez co było bardzo sucho szczególnie
w lesie…
-Ty idioto…- Lancey znowu poczuła strach.
Zobaczyła ogień ,najpierw jeden płomień ,który stopniowo się
rozszerzał ,aż w końcu zamienił się w całkiem sporych rozmiarów pożar. Obaj
wyciągnęli różdżki i zaczęli go gasić ,trochę to potrwało zanim wreszcie
skończyli.
-Nie wiem dlaczego ja ci właściwie pomagam.- Powiedziała
dziewczyna roztrzęsionym głosem, nie znała swojej lokalizacji.- Zaprowadź mnie
do szkoły , JUŻ !
Toby nie odzywał
się już całą drogę. Jest szansa ,że wyjdzie z tego cało . Został mu jeszcze
tylko jeden problem –pająki. Wyszły ze swojego gniazda i szły w stronę
Hogwartu. Musieli wybrać inną drogę, musieli znaleźć się tam przed nimi. Tak spacerowali w milczeniu. Szli szybkim marszem ,gdyż musieli
dotrzeć do zamku przed robalami. Chyba im się udało ,kiedy byli już na miejscu
Toby wymamrotał tylko:
-Lance ja.. przepraszam… za wszystko.
Jednak dziewczyna nie za bardzo miała ochotę tego słuchać
,wiedziała ,że ślizgon pakuje ją w kłopoty… znowu !
Jak wam się podoba ? Następny rozdział będzie dłuższy.
Bardzo mi się podoba :) świetne pomysły na fabułę, tylko mam jedną uwagą. Np. gdybyś wolniej budowała akcję, dodała trochę opisów miejsca w którym się bohaterzy znajdują to zwiększyło by klimat i jeszcze bardziej wzbogaciło opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział! C: